27 kwietnia 2021

Francuscy generałowie i oficerowie apelują o ratowanie kraju

(fot. pxhere.com)

Apel ponad 20 emerytowanych francuskich generałów i ponad setki wyższych oficerów o działania przeciw rozpadowi kraju, powrotowi honoru i obrony patriotyzmu, spowodował małe trzęsienie ziemi wśród polityków. List otwarty wojskowych opublikowany w tygodniku „Valeurs Actuelles” ukazał się 22 kwietnia. Przez kilka dni panowało milczenie, ale w końcu głos zabrali politycy. Marine Le Pen zaprosiła wojskowych do wspólnej… bitwy o Francję, lewica krzyczy o zamachu stanu, a ministerstwo obrony napomina wojskowych, zarzuca „upolitycznienie armii” i nie wyklucza ich karania.

Apel był inicjatywą gen. Jean-Pierre’a Fabre-Bernadaca, zawodowego oficera i szefa „Place Armes”. Apel podpisało dwudziestu generałów, stu starszych oficerów i ponad tysiąc innych żołnierzy. Zwracają się do Emmanuela Macrona w czasach, kiedy „Francja jest w niebezpieczeństwie i grozi jej kilka śmiertelnych zagrożeń”. „Pozostajemy żołnierzami Francji i nie możemy w obecnych okolicznościach pozostać obojętni na losy naszego wspaniałego kraju” – piszą wojskowi.

Przypominają symbole sztandarów kraju, które symbolizują „tradycję na przestrzeni wieków tych, którzy bez względu na kolor skóry czy wyznanie, służyli Francji i oddawali za nią życie. Na tych sztandarach widzimy zapisane złotymi literami słowa „Honor i Ojczyzna”. Dlatego dzisiaj naszym obowiązkiem jest potępienie rozpadu, który dotyka naszą ojczyznę”.

Wesprzyj nas już teraz!

Wśród zagrożeń wymieniają zamieszanie wywołane francuską odmianą BLM, która wprowadza podziały i nienawiść do społeczeństwa, grożąc nawet wojną domową. Zagrożenia dla tradycji, historii, kultury, ataki na pomniki – „symbole dawnej militarnej i cywilnej chwały”. Krytykują islamizm i „podmiejskie hordy”, które tworzą strefy bezprawia, wyłączone z Republiki. Wymieniają też ataki na policję i instytucje państwa lewackich bojówek.

„My, słudzy Narodu, którzy zawsze byliśmy gotowi się poświęcać, nie możemy być biernymi świadkami takich wydarzeń” – napominają o odwagę i honor polityków. „Jesteśmy gotowi wesprzeć każdą politykę, która uwzględni ochronę narodu” – dodają. Ostrzegają też, że brak działań doprowadzić może do „eksplozji społecznej”, a nawet „wojny domowej”. Wojskowi zadeklarowali, że doprowadzi to do „aktywizacji naszych towarzyszy broni w ryzykownej misji obrony naszych wartości cywilizacyjnych i naszych rodaków na terytorium kraju”.

Groźba, czy obywatelskie ostrzeżenie? Apel byłych żołnierzy o działania przeciwko „dezintegracji” Francji rozpalił debatę polityczną. Przewodnicząca Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen wezwała: „Panowie, dołączcie do mnie w bitwie o Francję”. Nie tylko chwali inicjatywę wojskowych, ale mówi o „rzadkiej trosce w instytucji wojskowej” o kraj. Apel nazywa „bezkompromisową, ale uczciwą obserwacją stanu rzeczy”. Dodaje, że jest to „publiczne wyzwanie, którego nikt nie może zignorować”. Ona sama deklaruje, że „podpisuje się po analizą” i troską żołnierzy. Le Pen przypomina też, że „niedawne deklaracje Prezydenta Republiki o projekcie dekonstrukcji historii Francji” to ilustracja „szkodliwych ideologii”.

Dla polityków obozu rządzącego to wyzwanie rzucone na rok przed wyborami prezydenckimi. Media związane z władzą przypominają w tym kontekście nawet próbę „puczu generałów protestujących przeciwko polityce generała De Gaulle’a w Algierii” sprzed 60 lat. Sygnatariuszy apelu identyfikuje się ze „skrajną prawicą”. Przykładem ma tu być gen. Christiane Piquemal. Został usunięty z wojska w 2016 roku za przemówienie w Calais na wiecu przeciwko migracji i „islamizacji Europy”. Ówczesny minister Obrony Jean-Yves Le Drian zwrócił się do rady dyscyplinarnej o wykluczenie go z wojska i przeniesienie na emeryturę. Raport Ministerstwa Obrony w jego sprawie pozostaje tajny. 23 sierpnia 2016 roku Ministerstwo Obrony opublikowało dekret podpisany przez Prezydenta Republiki François Hollande’a, usuwający go z szeregów armii. Zachował rangę, ale utracił prawo noszenia munduru.

Teraz minister obrony Florence Parly stwierdza, że „chęć upolitycznienia wojska jest znieważeniem jego misji”. Minister zareagowała po 5 dniach od publikacji apelu. Na łamach lewicowego dziennika „Liberation” zaatakowała jednak przede wszystkim… Marine Le Pen. Zarzuciła jej, że „zapomina o zasadzie neutralności armii”: „Madame Le Pen należy przypomnieć, że armie nie są partią polityczną. Żołnierze nie są tam, by prowadzić kampanię”.

Odnosząc się do sygnatariuszy apelu, minister stwierdziła, że „ci emerytowani generałowie, którzy twierdzą, że bronią Francji, podsycają płomienie nienawiści” i dodała, że „oni reprezentują tylko siebie samych”. Pogroziła też wojskowym, że w „Ministerstwie Sił Zbrojnych analizujemy listę sygnatariuszy. Jeśli znajdą się tam żołnierze w służbie czynnej zostaną ukarani”.

Zareagowała też lewica. Polityk „Zbuntowanej Francji” (LFI) Jean-Luc Mélenchon sam wzywał niejednokrotnie do „powstań” i „buntów”, ale dotyczyło to „słusznych politycznie rewolucji”. Teraz przypomina, że ​​„wezwanie do powstania jest karane kodeksem karnym”. Mélenchon jest „oburzony” listem otwartym wojskowych. Powołuje się nawet na… konstytucję.

Złośliwi przypomnieli, że w listopadzie 2018 r. ten sam polityk oświadczył w tej samej sieci społecznościowej, że „rewolucyjna konstytucja z 1793 r. zakładała, że ​​powstanie jest prawem, a nawet obowiązkiem, bo taki jest temperament Francuzów”. Moralność Kalego to zdaje się przywara lewicy całego świata. Pozostaje problem losu sygnatariuszy apelu. Obowiązkiem żołnierzy jest zakaz publicznych wypowiedzi na temat swoich poglądów religijnych lub politycznych. Można je jednak „wyrażać poza służbą” z dyskrecją i poszanowaniem państwa. W przypadku oficerów rezerwy zasady są uzależnione od ich statusu.

Prawnicy analizujący sytuację generałów, którzy podpisali apel, mówią o możliwym nałożeniu na nich przez ministerstwo sankcji dyscyplinarnych, włącznie z wydaleniem. Minister Florence Parly takie sankcje zapowiedziała. Z drugiej strony ukaranie wojskowych za wyrażenia troski o kraj, popularności rządowi nie przyniesie. Duża część Francuzów widzi nadal w armii ostoję wartości. Warto przypomnieć, że kiedy prezydent Macron usunął krytykującego budżet wojska szefa sztabu generalnego gen. Pierre’a de Villiersa, ten stał się osobą popularną. Jego nazwisko zaczęło się nawet pojawiać w 2020 roku w sondażach kandydatów na prezydenta. I to z wynikami około 20 procent…

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(8)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 515 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram