26 lipca 2021

Ochrzczeni „antychryści” – strzeżmy się pseudokatolickich polityków

Katolicy lubią by ich wybrańcy również byli katolikami. To zrozumiałe. Idzie za tym marzenie o rządzie kierującym się obiektywnymi zasadami etyki, prawem naturalnym oraz otwarciem na współpracę z Kościołem. W dziejach świata było wielu polityków katolickich, którzy w znacznej mierze wcielali ten ideał w życie, a przy tym postępowali nienagannie. Wielu z nich doczekało się kanonizacji. Zazwyczaj byli to monarchowie.

Jednak w opinii świętości zmarł też przynajmniej jeden prezydent. Głowa państwa Ekwador, Gabriel Garcia Moreno poświęcił swe życie polityczne obronie praw Kościoła, a zginął z rąk inspirowanego antykatolicką nienawiścią zamachowca. Konając miał napisać na ziemi Dios non muerte – a więc „Bóg nie umiera”.

Niestety większość podających się za katolików wybrańców narodu nie dorasta temu człowiekowi do pięt. Wielu z nich jest po prostu przeciętnych. Część jednak to prawdziwi szkodnicy. Mowa tu o politykach przyznających się do wiary katolickiej, a jednocześnie sprzeciwiających się nauczaniu Kościoła. Nie jest to czysto teoretyczny przykład. Dwóch z tego grona stoi na czele największych państw współczesnego świata. Są to Joe Biden i Justin Trudeau.

Wesprzyj nas już teraz!

Deklarowany katolicyzm tego pierwszego nie przeszkadza mu w poparciu dla aborcji aż do późnego okresu ciąży. Prezydent USA realizuje więc perfekcyjnie linię Partii Demokratycznej. Już na początku swej kadencji w styczniu 2021 roku podpisał rozporządzenie znoszące zakaz przydzielania funduszy federalnych organizacjom międzynarodowym przeprowadzającym i promującym zabijanie dzieci nienarodzonych. Oznaczało to odwrót od polityki wprowadzonej przez Donalda Trumpa.

Gdy w 2008 roku Biden kandydował na wiceprezydenta u boku Baracka Obamy, postulował prawo do mordowania nienarodzonych, lecz ograniczone. Dziś opowiada się za legalną aborcją nawet w końcowym etapie ciąży. Pod względem eugenicznego radykalizmu dorównał zatem w gruncie rzeczy Hillary Clinton – kandydatce na prezydenta z ramienia Demokratów w poprzednich wyborach.

Ewolucja poglądów deklarowanych przez Bidena obrazuje ewolucję całej Partii Demokratycznej. Z umiarkowanego ugrupowania, popieranego przez amerykańskich katolików (stanowiących w tym kraju mniejszość i być może stąd skłaniających się ku centrolewicy) stała się partią radykalnie i bezkompromisowo proaborcyjną. Jej twarzami są Michelle Obama, Bernie Sanders, Alexandria Ocasio-Cortez czy gubernator Nowego Jorku Andrew Cuomo (który 22 stycznia zatwierdził ustawę legalizującą aborcję w pewnych przypadkach nawet w 9. miesiącu ciąży).

Widzimy więc, że Joe Biden stanął w awangardzie rewolty przeciwko obiektywnym zasadom etyki. Jednocześnie w sensie formalnym czy choćby tylko deklaratywnym nie odżegnał się bynajmniej od swej katolickiej wiary. Stara się za to godzić popieranie rozwiązań stojących na antypodach bronionego przez Kościół prawa naturalnego z wypełnianiem praktyk religijnych i przedstawianiem się jako katolik.

 

Joe Biden a Komunia Święta

W ostatnich tygodniach katolicką opinię publiczną rozgrzał spór o możliwość przystępowania Joe Bidena do Komunii świętej. W niektórych argumentach zapominano, że chodzi tu nie tylko o indywidualną duszę, lecz również o przykład dawany innym. Zgorszenie jest poważną kwestią szczególnie jeśli dotyczy tak eksponowanej osoby jak prezydent państwa. Dlatego też błędne jest rozumienie go jako „prawa” przysługującego każdemu katolikowi. Oficjalne przystąpienie do Komunii w świetle „reflektorów” przez polityka popierającego dzieciobójstwo – bo tym jest aborcja – to czyn wywołujący mylne wrażenie jakoby katolicyzm zezwalał na tego typu praktyki. Tymczasem tak nie jest. Nie chodzi tu o osądzanie stanu duszy tego czy innego polityka, bo ostatecznie zna go jedynie tejże duszy Stwórca. Chodzi jednak o zachowanie wiary, także u maluczkich.

Sytuacja, w której prezydent uznający się za katolika popiera rozwiązania skrajnie sprzeczne z zasadami wiary, stwarza poważne problemy. Jeśli duchowni udzielają mu sakramentów, to zgorszenie jest dwojakie. Powstaje wątpliwość co do prawdziwego znaczenia nauki Kościoła. Z jednej strony mamy bowiem do czynienia z podkreślaniem niemoralności aborcji. Z drugiej widzimy, że poparcie dla niej nie przeszkadza w przyjmowaniu sakramentów. A może – ktoś mógłby pomyśleć (błędnie oczywiście) – że niektórzy, znani politycy znajdują się ponad prawem kościelnym?

 

Kanada…

Kolejny „katolicki” polityk idący w awangardzie rewolucji to Justin Trudeau. Ten kanadyjski premier również przyznaje się do wiary katolickiej. Nie przeszkadza mu to jednak stawać w awangardzie obyczajowej rewolucji. W lutym 2020 roku rząd Kanady uchwalił przepisy umożliwiające „pomoc w umieraniu” osobom niecierpiącym na śmiertelne choroby. Justinowi Trudeau nie przeszkadzał wówczas sprzeciw instytucji kościelnych. „Jednoznacznie afirmujemy i podtrzymujemy fundamentalne wierzenie dotyczące świętości każdego ludzkiego życia, wartość, którą dzielimy z wszystkimi innymi w naszym kraju, w tym ludźmi różnych wiar i wiary pozbawionymi” – napisał przewodniczący konferencji episkopatu Kanady arcybiskup Richard Gagon w liście do Justina Trudeau.

Co ciekawe za katolika uważał się również Pierre Trudeau, za którego kadencji również weszły w życie regulacje wpisujące się w logikę rewolucji obyczajowej. Nie przeszkodziło to w hołubieniu polityka przez część hierarchów. Także po śmierci. To właśnie podczas wielkiej Mszy pogrzebowej z jego udziałem przemówienie wygłosił młody Justin. 

 

…i Polska

Zjawisko polityków przyznających się do wiary katolickiej, a jednocześnie niepostępujących w jej duchu w życiu publicznym nie omija też naszego kraju. Klasycznym przykładem jest PiS. To za jego parlamentarnej większości odrzucony został projekt Ordo Iuris chroniący w pełni życie nienarodzonych. Politycy partii rządzącej sami nie stworzyli i nie przegłosowali też alternatywnego projektu chroniącego nienarodzonych przed zabijaniem (trudno uznać za taki kampanię wsparcia medycznego i socjalnego „Za życiem”). Zawiódł też niestety prezydent Andrzej Duda. Gdy bowiem Trybunał Konstytucyjny po niemiłosiernie przewlekłym „mieleniu” sprawy orzekł niekonstytucyjność przesłanki eugenicznej, ten zaproponował własną ustawę stanowiącą drobny, ale jednak ukłon wobec radykalnych środowisk feministycznych. Okazuje się, że łatwiej niekiedy pokazywać się na uroczystościach z udziałem dostojników kościelnych niż opowiadać się po stronie obiektywnych wartości podczas konkretnych decyzji politycznych.

Na koniec krótka refleksja. Zgodnie z wizją Sołowiowa, Antychrystem zostanie człowiek o szczególnej humanistycznej i ekologicznej wrażliwości. Jednak o wiele bardziej interesujące jest uznanie, że Antychrystem może okazać się człowiek podający się nie tylko za humanistycznego wrażliwca o wielkim sercu, lecz również za wzorowego katolika. W tym przypadku okaże się szczególnie perfidny i zwiedzie więcej osób.

Nie chodzi tu o wskazywanie jakoby konkretny polityk był Antychrystem. Jednak pewna analogia istnieje. Z duchowego punktu widzenia mniej szkodliwy jest antychrześcijański tyran niż zadeklarowany katolik walczący na każdym kroku z etyką i wiarą.

Strzeżmy się więc antykatolickich polityków. Szczególnie tych nominalnie należących do Kościoła.

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(29)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie