11 października 2021

Polska za pół wieku, czyli widmo wyludnienia

(pixabay.com)

Gdyby dane nam było dożyć roku 2070, z pewnością zastalibyśmy Polskę wielce odmienioną: gospodarczo, kulturowo i demograficznie. O tej ostatniej materii ostatnio jakby częściej słyszy się jako o zagrożeniu. Słusznie – jednak wciąż umyka nam katastrofalna skala tego zagrożenia. Wszystko bowiem wskazuje, że Polacy A.D. 2070 będą żyli w kraju dochodzącym do siebie jakby po skutkach wielkiej wojny – nawet jeśli nie padnie ani jeden strzał.

Według portalu PopulationPyramid.net, który kompiluje dane z różnych źródeł, już do roku 2050 ludność Polski może się zmniejszyć o prawie pięć milionów: z 38 milionów zostanie zaledwie 32–33 miliony. Potem będzie tylko gorzej. Jeśli pół wieku temu, w roku 1965 ludność Polski po raz pierwszy od czasu wojny przekroczyła 30 milionów, równo sto lat później, w roku 2065 liczba ta spadnie ponownie poniżej 30 milionów. Do roku 2070 ubędzie kolejny milion – a gdybyśmy zechcieli sięgnąć do roku 2100, zobaczylibyśmy 23 miliony. Czyli dokładnie tyle, ile było Polaków w 1946 – zaraz po wojnie.

Prognozy nie są jednorazowe. Stanowią one po prostu ekstrapolacje tendencji wynikających z obecnych danych i wymagają ciągłych aktualizacji. Tu też nie jest dobrze. Przed dziesięcioma laty prognozy przewidywały dla Polski A.D. 2070 populację 30,2 milionów – a współczesna prognoza jest o półtora miliona niższa. Zatem, pomimo iż w ostatnich latach napłynęła do Polski ogromna rzesza imigrantów, ponure prognozy nie nadążają za rzeczywistością.

Wesprzyj nas już teraz!

Ilu więc naprawdę będzie Polaków w roku 2070? Dwadzieścia osiem milionów? Dwadzieścia siedem? Dwadzieścia sześć? A może jeszcze mniej? W nadchodzącym półwieczu mamy szansę stracić mniej więcej taki odsetek populacji, jaki utraciliśmy w czasie drugiej wojny światowej: około trzydziestu procent. Tym razem nie będzie to jednak wynikiem masowych mordów, głodu czy oddzierania od Polski wielkich połaci terytorium. Stanie się tak na nasze własne życzenie.

Kultura bezdzietności

Już od prawie dziesięciu lat co roku więcej Polaków umiera niż się rodzi. Niestety: wielu z nas po prostu nie chce mieć dzieci, a jeśli już, to tylko jedno. Nasza kultura przestała postrzegać dzieci jako inwestycję w przyszłość czy nawet jako powinność. Media, otoczenie, a nieraz i starsze pokolenia w rodzinie – wszyscy mówią nam, że dziecko jest miłym, ale kosztownym luksusem; wydatkiem, na który można sobie pozwolić dopiero osiągnąwszy sukces zawodowy, a przede wszystkim, kiedy już człowiek się wyszalał. Z dziećmi wszak trudno podróżować…

Otoczenie wpływa negatywnie nie tylko otwartym zniechęcaniem do dzieci, ale też przemianami kulturowymi, przyswajaniem najgorszych elementów zachodniej kultury. Wpływy feminizmu omawiano już wiele razy od różnych stron, więc ograniczmy się tylko do stwierdzenia, że stają się one w ostatnich latach tym bardziej toksyczne, im bardziej toksyczny staje się sam feminizm. Podobnie nietrudno zrozumieć, jaki wpływ na płodność Polaków wywiera propagowanie deprawacji homoseksualno-genderowej.

Warto natomiast zwrócić uwagę na napędzane tymi ideologiami oraz hedonizmem paradoksalne zjawisko, które socjolog Jarema Piekutowski nazwał seksualną recesją. Młodzi ludzie w najbardziej rozwiniętych krajach są coraz mniej skłonni do nawiązywania relacji seksualnych. Szczyt takiej tendencji można znaleźć w Japonii, gdzie około dwudziestu procent młodych mężczyzn i ponad połowa młodych kobiet postrzega relacje seksualne jako coś obojętnego lub wprost niepożądanego. Podobne objawy, choć na mniejszą skalę, zaobserwowano również w badaniach na Zachodzie – i w Polsce. Wszystko to wiąże się z zalewem pornografii: młodzież przenosi swoje zainteresowanie z prawdziwych relacji na czysto wirtualne – o tyle przecież prostsze, że nie wymagające wysiłku, jaki trzeba włożyć w budowę prawdziwego związku.

Do tego ostatnio coraz częściej dochodzi jeszcze pytanie podszeptywane przez szalejące (niestety zwłaszcza wśród młodych ludzi) ruchy ekologiczne: Czy planetę stać na kolejne dziecko? Ideologia ta, szczególnie wymierzona w młodych, zachęca ich do bezdzietności, nadając zwykłemu samolubstwu pozór altruistycznego poświęcenia dla świata.

Nie wiadomo, jaki odsetek młodych Polaków odrzuca dzieci z powyższych przyczyn. Jednak nawet kilka procent stanowi poważny problem, a kilkanaście – to już katastrofa! Owszem, niektórzy z nich – oby jak najliczniejsi – tych dzieci zapragną. Ale czy zdążą? Szczególnie dla kobiet szansa na zawarcie związku małżeńskiego szybko maleje w okolicach wieku trzydziestu lat. Z kolei po trzydziestce zaczyna spadać płodność. Dla wielu „Julek”, sprytnie w ubiegłym roku zmanipulowanych i zindoktrynowanych do udziału w ulicznych protestach, te kilka lat zaczadzenia ideologicznego może na dłuższą metę oznaczać życie w samotności.

Tymczasem przyrost naturalny to nie wszystko. Pozostaje jeszcze bilans migracji.

Krajobraz po bitwie bez bitwy

Prognozy dla Polski w roku 2003 nie mogły przewidzieć skali exodusu, który nastąpił w pierwszych latach po wstąpieniu do Unii Europejskiej. Trudno również przewidzieć sprzężenia zwrotne, które sprawiają, że w konkretnych miejscach kurcząca się populacja zaczyna napędzać dalszy odpływ ludności.

Te sprzężenia zwrotne są najbardziej widoczne na prowincji. Jeśli w małym miasteczku część młodzieży emigruje za studiami czy pracą, skutki są dalece bardziej odczuwalne niż w dużym mieście. Zmniejszony lokalny popyt powstrzymuje rozwój prywatnych firm – więc nie przybywa miejsc pracy.

Kurczące się dochody gminy powodują ograniczenie usług państwowych. Najpierw znikają szpitale, potem posterunki policji i szkoły. Cierpi również infrastruktura – drogi i kanalizacja. Owszem, dotacje unijne pozwalają obecnie na rozwój infrastruktury, jednak wymagają one zwykle znaczącego wkładu własnego, sprawiają, iż coraz więcej samorządów się zadłuża, co doprowadziło już nawet do likwidacji paru małych gmin-bankrutów. A przecież zbudowane drogi trzeba jeszcze naprawiać.

Skutkiem spirali wyludnienia są opuszczone wsie i zdegradowane miasteczka. Ten odpływ ludności wywołuje kolejne kryzysy finansowe, odbijające się cięciami w budżetach samorządów i… dalszym odpływem ludności. Co więcej, problem ten nie uderza wyłącznie w prowincjonalne miasteczka. Nawet z Warszawy Polacy wyjeżdżają za granicę w poszukiwaniu lepszych możliwości i zarobków.

Tymczasem coraz więcej pieniędzy będzie szło na opiekę społeczną i służbę zdrowia, odciągając środki z infrastruktury i tym bardziej nakręcając spiralę wyludnienia. Według prognoz, w roku 2070 ponad połowa Polaków będzie miała powyżej pięćdziesięciu lat, a jedna trzecia będzie w wieku emerytalnym. A jeśli Polacy będą nadal wyjeżdżać, to przecież nikt inny jak młodzi, więc znowu rzeczywistość może się okazać znacznie gorsza od prognoz…

Skarb i powinność

Artykuł, który omawia tak wielki problem, powinien zakończyć się podpowiedzią rozwiązania. Tu jednak rozwiązania nie ma – nie w skali całego narodu. Programy takie jak 500+ dają niewiele. Owszem, pomogą one tym, którzy i bez tego chcą mieć dzieci. Ale jeśli ktoś ich po prostu nie chce – to jakim przekupstwem można to zmienić?

Ale zbyt często patrzymy na demografię jak na abstrakcję – na problem całego narodu do rozwiązania przez polityków. Tymczasem, depopulacja w skali kraju jest niczym innym, jak tylko sumą indywidualnych wyborów jego mieszkańców.

Nazbyt często głośno narzekamy na cały naród, po czym patrzymy na naszego jedynaka czy dwójkę dzieci i mówimy: No, ale mnie to na więcej nie stać. A przecież dzieci to nie tylko koszt, ale i inwestycja. To prawdziwy skarb: jak strzały w ręku wojownika (Ps 127, 4), jak sadzonki oliwki dokoła twojego stołu (Ps 128, 3). Przede wszystkim zaś, dzieci to powinność i spłata długu, który rodząc się, zaciągnęliśmy wobec naszych przodków.

Jakub Majewski

 

Tekst pochodzi z 82. numeru dwumiesięcznika „Polonia Christiana”

Kliknij TUTAJ i zobacz jak zamówić pismo

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(46)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 160 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram